Mirosław Urbaniak o sobie:
Urodziłem się w czasach kiedy papier i słowo drukowane było wyrocznią.
Dawno temu.
Rysowałem odkąd pamiętam i chociaż brzmi to jak frazes i wątpliwa rekomendacja, to spotkania rodzinne spędzałem leżąc na podłodze pod stołem, pomiędzy stopami biesiadników, zapełniając bazgrołami kolejne zeszyty przeznaczone na matematykę albo język polski…
Zacząłem edukację artystyczną pod wpływem pierwszych numerów Magazynu „Relax”. Mistrz Rosiński napisał w jednym z nich, że trzeba się uczyć rysować, trenować i najlepiej zacząć od liceum plastycznego a potem podążać dalej.Zamarzyłem że zostanę rysownikiem i będę tworzył obrazkowe historyjki ku uciesze czytelników/oglądaczy. Jednak inaczej niż wyobrażał to sobie Mistrz Grzegorz i ja, liceum plastyczne szybko przekonało mnie, że komiks to strata czasu. Było mi przykro, ale muszę przyznać że wtedy już było za późno żeby zawrócić. Otworzyłem się na inne gatunki sztuki, w czym niewątpliwie pomogło zamieszkanie w internacie szkół artystycznych (buziaki dla braci muzycznej!). Czasy były bardzo twórcze, zmieniało się wszystko wokół. Wobec tego postanowiłem, że tak czy owak będę żył ze sztuki i ze sztuką.
Żeby tchórzliwie uniknąć patriotycznego obowiązku służby w Ludowym Wojsku Polskim, podążyłem raz obraną drogą, dopasowując się do zastanej sytuacji. Tylko od czasu do czasu jak czkawka wracały do mnie rysuneczki z dymkami.
Dostałem się na ASP zaraz po maturze, pomachałem więc oficerom z WKU na pożegnanie i rozpocząłem studia. Pięć lat do przodu… i byłem absolwentem katedry Komunikacji Wizualnej Zamiejscowego Wydziału Grafiki w Katowicach Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Skończyłem studia zanim Wydział został pełnoprawną uczelnią i nomenklatura stała się krótsza i przejrzystsza. Ważne w tym długaśnym tytule były dla mnie słowa „Komunikacja”, „Grafika”, „Sztuka”. I Katowice.
Po krótkim okresie pracy jako projektant graficzny, wróciłem do marzenia o opowiadaniu historii obrazkami i zostałem przez ówczesnego dyrektora artystycznego Jacka Frączaka zatrudniony w „Życiu Warszawy”. Stałem się członkiem zespołu rysowników, którzy na początku lat 90-tych ubiegłego wieku zamieszali trochę na rynku prasowym.
Kilka lat później i parę kolejnych zwrotów w karierze i powróciłem do rysowania komiksów. „Biedronką” udało mi się wygrać jedną z edycji konkursu na komiks o Powstaniu ‘44, organizowanego przez Muzeum Powstania. Wydałem swój debiutancki album „Un Western dans la Poche”, po którym z wielkimi oporami materii ukazały się dwa kolejne albumy „Dr Jackall & Miss Hype” i „Harmonijka”. Ten ostatni ukończyłem już w Londynie, do którego zawiał mnie wraz rodziną kolejny podmuch. Tutaj też skontaktował się ze mną Przemysław Olszewski, wydawca serii „Praga Gada”. Pierwsze zlecenie było ekspresowe. Wystąpiłem w roli koła ratunkowego i jestem dumny, że nie tylko udało mi się wykonać plan, ale również zdobyłem zaufanie Wydawcy. Od tej chwili mój udział w projekcie wzrastał i osiągnął w ostatniej odsłonie rozmiary niemal pełnowymiarowego albumu.
Wdzięczny jestem Przemkowi i Fundacji Animacja za tę szansę ponownego wstąpienia w buty komiksiarza. Formuła antologii, krótkie formy narracyjne i bardzo krótki cykl produkcji, daje okazję do wypróbowania wielu różnych stylistyk i metod narracji. Kolejne tomy stały się dla mnie poletkiem doświadczalnym. W krótkich formach, zajmujących kilka plansz, można wypróbować koncepcje, które w przypadku realizacji pełnego albumu mogłyby się okazać nie tylko pomyłką, ale wręcz przekleństwem. Zobowiązanie się do narysowania 46 plansz w technice, która nie tylko nie sprawia po kilku tygodniach przyjemności, ale staje się ograniczeniem, lub mozołem, jest nie lada wyzwaniem. W sytuacji, kiedy na realizację albumu poświęca się kilka, nawet kilkanaście miesięcy codziennej pracy, może to być zdecydowany krok ku depresji!
Komiks, podobnie jak ilustracja prasowa, jest takim gatunkiem sztuki, który w pełni istnieje dopiero w druku, w albumie, magazynie, na przedostatniej stronie gazety, czy nawet w fanzinie drukowanym na kserokopiarce. Można spędzić całe życie rysując historyjki, komponując wspaniałe kadry i oszałamiające plansze, ale dopiero forma którą uzyskują po przetrawieniu przez maszynę drukarską w pełni pokazuje co są nasze działania warte.
I za możliwość przetestowania swojej wartości bardzo Przemkowi i „Praga Gada” dziękuję!